Jerozolima i Morze Martwe!

Izrael od lat był jednym z naszych większych marzeń, do którego realizacji długo dążyliśmy. Z marzeniami jednak, jak wiadomo, różnie bywa, niestety nie na każde można sobie pozwolić w danym momencie, ważne jednak, by do jego spełnienia skrupulatnie dążyć i nigdy się nie poddawać.

Bilety do Izraela bardzo długo były poza naszym zasięgiem – głównie ze względu na horrendalnie wysokie ceny. Wiedzieliśmy też, że sam bilet to nie wszystko, na miejscu trzeba wydać równie, o ile nie jeszcze więcej. Ostatecznie jednak nasze marzenie, które od lat siedziało nam w głowach udało się kroczek po kroczku zrealizować i udało nam się nabyć naprawdę tanie bilety do Tel Avivu. Wszystko dzięki otwartemu wreszcie połączeniu Wizzaira z Katowic (dostępne także połączenie z Warszawy) do Tel Avivu – loty 2 razy w tygodniu. Mieliśmy lecieć jeszcze w marcu – dorwaliśmy bilety za zaledwie 160pln, jednak koleje naszego losu zdecydowały o tym, że wtedy do samolotu nie wsiedliśmy. Nie zamierzaliśmy jednak odpuścić, bilety kupiliśmy ponownie na sierpień, mając świadomość, że temperatura w Izraelu w lecie jest nie do wytrzymania, jednak nie mogliśmy sobie darować tego, że nasze marzenie przeleciało nam tak łatwo koło nosa, zacisnęliśmy pięści i portfele i postanowiliśmy jechać tym razem bez względu na wszystko.

Tym razem wydaliśmy ok. 130 zł za bilety Katowice-Tel Aviv-Katowice, toteż cena była wyraźnie atrakcyjna. Byliśmy o krok bliżej ku realizacji jednego z punktów na naszej liście miejsc, które bardzo chcemy odwiedzić. Pozostało już tylko spakować się w małe plecaki, wsiąść w samolot i w drogę!

Tak też się stało, wsiedliśmy w samolot i ruszyliśmy przez przestworza, będąc już tylko o krok od miejsca, o którym śniliśmy od lat.
Lot trwa niemal 5 godzin, start nieco opóźniony (przy okazji bardzo skrupulatna kontrola bagażu, służba lotniskowa, gdy widzi, że ma się bilet do Izraela, przetrzepuje bagaż bardzo dokładnie), przylot niestety był w okolicach godz. 23, przez co ledwie zdążyliśmy na autobus do Jerozolimy, ostatni tego dnia. Zarezerwowany mieliśmy hostel w obrębie murów Starego Miasta Jerozolimy, w dzielnicy chrześcijańskiej. Na miejsce dotarliśmy tuż po 1 w nocy, dzwonek do drzwi niewiele dawał – w nocy nikt na recepcji nie zwraca uwagi na to, że ktoś chciałby się zameldować, sen ważniejszy od klienta- warto uzbroić się w cierpliwość. Ostatecznie recepcjonista się obudził, wielce obrażony wpuścił, okazało się, że nasz pokój, mimo że powinni nam go dalej trzymać, został powierzony innym gościom, na szczęście dał nam mniejszy pokój w tej samej cenie, z łazienką, gdzie mieliśmy być sami – brzmiało całkiem fajnie, tym bardziej, że byliśmy dość padnięci tym dniem – rano praca, potem dojazd do Katowic, lot, dojazd z Tel Avivu do Jerozolimy, środek nocy, upał. Nie wiedzieliśmy jeszcze jak ciężka to będzie noc.
Przy okazji hostelu – niech nikt się nie łudzi, że jakimś cudem uda Wam się znaleźć nocleg w hostelu w fajnej lokalizacji, przystępnym standardzie i miłej dla portfela cenie. W Izraelu NIC nie jest miłe dla portfela – za butelkę wody w sklepie płaci się 8 zł, za falafela od 20 zł i to w dzielnicy muzułmańskiej w Jerozolimie, gdzie jest raczej najtaniej, za nocleg w Jerozolimie zapłaciliśmy jakieś 70 zł od osoby (tak niska cena tylko dlatego, że byliśmy w szczycie najwyższych temperatur, Jerozolima była niemal całkowicie pozbawiona turystów, teraz w styczniu ten sam pokój, który mieliśmy w tym samym hostelu kosztuje 300 zł od osoby ). Standard pozostawia wiele do życzenia, czystość tym bardziej. Tu nikt nie przejmuje się tym, co oferują gościom, wiedząc, że cokolwiek by nie mieli, miejsca i tak się sprzedadzą. Płaci się przede wszystkim za lokalizację. Karolina pierwsze co zrobiła w środku nocy, gdy przyjechaliśmy, zaczęła szukać latarką pluskw, przewracać pościel, materace, ku naszemu zaskoczeniu nic nie znaleźliśmy. Okazuje się jednak, że brak pluskw to niewielkie pocieszenie przy nieustannej obecności tzw. muszek pustynnych – wyglądem przypominających mini-komary, które nie pozwoliły nam zmrużyć oka przez kolejne 2 noce w Jerozolimie, przez co chodziliśmy po mieście jak zombie. Warto się przygotować na ich obecność, bo ich ugryzienia trzymały nam się jeszcze długo po powrocie. Co by jednak złego o naszym hostelu nie powiedzieć to jednak na dachu miał wielki taras (gdzie notabene można było spać w namiocie), a stamtąd taki oto widok na Meczet na Skale, w którym jesteśmy po prostu zakochani…

IMG_5523

A taki widok powitał nas rano, wprost na Bazylikę Grobu Pańskiego – miejsca, które na wyznawcy każdej religii – czy to na chrześcijanach czy Muzułmanach czy Żydach, ateistach, zrobi niesamowite wrażenie, ale o tym później.

IMG_5526
Swoją drogą większość budynków Starego Miasta ma na dachach tarasy z podobnymi widokami, ale jeśli ma się wybór co do hostelu, a ceny są w zasadzie takie same, lepiej wybrać ten z tarasem i jeść śniadanie z widokiem na Jerusalem.
Tutaj kilka słów dla tych, którzy w Jerozolimie nie byli – Stare Miasto podzielone jest na cztery suwerenne części – chrześcijańską, w której jest względy porządek, ale ceny jak najbardziej żydowskie, żydowską – gdzie jest tak czysto, że aż sterylnie, porządek aż razi, roi się od ortodoksów krzywo patrzących na turystów, ale też od Żydów próbujących naciągnąć turystów (to już niemal standard, mamy już chyba uczulenie na tego typu sytuacje ) , ormiańską – która w sierpniu była dość gruntownie remontowana i muzułmańską – gdzie jest przysłowiowy bród, smród, kiła i mogiła, czyli muzułmański standardzik.
Uliczki Starego Miasta są przepełnione straganami, przez co w ciągu dnia nieco umyka atmosfera historycznego Jerusalem, z drugiej jednak strony ma to swój swoisty urok i charakter. Choć wszędzie jest mnóstwo kiczowatych pamiątek, naciągaczy, trzeba przepychać się wąskimi uliczkami i wchodzić między kolejne stragany by dotrzeć np. pod ścianę płaczu, to jednak teraz po dwóch dniach spędzonych w samej Jerozolimie, czuliśmy się po zamknięciu straganów nieswojo, gdy uliczki stawały się tak puste. Tak wygląda jeszcze niewybudzona ze snu Jerozolima:

IMG_5543

IMG_5548

IMG_5761
By zaś wejść pod słynną Ścianę Płaczu, należy przejść rutynową kontrolę, cały dobytek dać do prześwietlenia na taśmę, samemu przejść przez bramki. Wejście na plac, gdzie zlokalizowana jest Ściana Płaczu jest absolutnie niemożliwy bez poddania się kontroli. Tak samo jest z resztą w przypadku chęci wejścia na Wzgórze Świątynne (Meczet na Skale, Ali Aksa).
Po poddaniu się kontroli wchodzi się na plac – Mężczyźni mogą wziąć sobie za darmo myckę, które leżą na stoliczkach dookoła placu, można również pożyczyć Torę, kobiety muszą koniecznie mieć przykryte ramiona i kolana – skromny wygląd to podstawa, bez tego kontrolerzy nie wpuszczą. Ściana Płaczu podzielona jest na dwie części – ogrodzona, szeroka, długa lewa strona wraz z wewnętrzną częścią – przeznaczona dla mężczyzn oraz króciutka prawa strona przeznaczona dla kobiet, odgrodzona od mężczyzn wysokim ogrodzeniem. Nie ma możliwości, by dana płeć weszła do sektora przeznaczonego dla płci przeciwnej. Niesamowity jest widok Żydów będących w modlitewnym transie, wyjących i kiwających się do przodu i do tyłu. Tak jakby nie istniał żaden inny świat prócz tego fragmentu ściany. Bądź co bądź święte dla judaizmu miejsce. Należy więc okazać tu należyty szacunek i nie przeszkadzać w modlitwie.

IMG_5551

IMG_5562

IMG_5560

IMG_5576
Będąc pod Ścianą Płaczu koniecznie należy wejść na Wzgórze Świątynne, gdzie znajduje się Meczet Ali Aksa i Meczet na Skale – wejście po lewej stronie stojąc na wprost Ściany Płaczu nadziemnym drewnianym korytarzem, na końcu podestu kontrola osobista. Wejście na teren Wzgórza Świątynnego tylko pod warunkiem zakrycia ramion, nóg po kostki. Wzgórze Świątynne jest, co tu dużo mówić, po prostu piękne. Meczet Na Skale onieśmiela swoją urodą, zaś widoki ze Wzgórza na przeciwległe zbocze, gdzie znajduje się potężny Cmentarz Żydowski, daje do myślenia.

PS. Wstęp do meczetów dla NIE-muzułmanów zabroniony

IMG_5590

IMG_5596

IMG_5610

IMG_5626

IMG_5593

IMG_5620

IMG_5630

Tutaj zaś wspomniana sterylna Dzielnica Żydowska, czuliśmy się trochę jak intruzi, choć dwóch Żydów do nas nawet podeszło, co nas mocno zaskoczyło i zastanowiło, ostatecznie okazało się oczywiście, że po kilku zdaniach miłego wstępu, chcieli nas po prostu oskubać, my jednak dzielni i wprawieni nie daliśmy się i poszliśmy w przeciwną stronę 🙂

IMG_5646

IMG_5666
Dzielnica muzułmańska wygląda już nieco inaczej, co nie trudno zauważyć 🙂 Mają jednak pyszne falafele i najtańszy w Jerozolimie sok wyciskany z granatów i pomarańczy – PYCHA! Tutaj jednak tłum i wrzask staje się już nie do wytrzymania.

IMG_5580

IMG_5685

IMG_5681
Opuściliśmy mury Starego Miasta i udaliśmy się autobusem spod bramy damasceńskiej do Palestyny, do Betlejem.

IMG_5692

Udało nam się dostać do Palestyny bardzo sprawnie, autobus (4,60 szekla, czyli ok. 5zł), jechaliśmy ok. 40 min, autobus jednak zatrzymuje się dość daleko od atrakcji turystycznych, konieczne stało się skorzystanie z taksówki (nam udało się zejść do 30zł, ale pewnie można było dorwać dużo taniej) – należy pamiętać, by się mocno targować, w Palestynie nikt się o to nie obraża, inaczej jest w przypadku Jerozolimy – foch jest na porządku dziennym 🙂
Kilka zdjęć z Betlejem, będącego częścią Palestyny, muzułmanie są tu raczej pokojowo nastawieni, po długiej wymianie zdań z taksówkarzem widać, że naprawdę ich boli, że są kojarzeni z terrorystami, przez co liczba turystów spada z roku na rok, oni zaś nie mają przez to z czego żyć.

IMG_5755

IMG_5708

IMG_5711

IMG_5737
Po powrocie do Jerozolimy tym samym środkiem transportu, ruszyliśmy na Górę Oliwną, zahaczając po drodze o Ogród Getsemani (otwarte do godz. 18!!!), podejście na szczyt może nie jest najlżejsze, jednak warte trudów, gdy zobaczy się na wprost siebie Starą Jerozolimę w pełnej okazałości…Widoki zapewne o niebo lepsze o wschodzie słońca, my jednak nie mieliśmy czasu wczołgiwać się tu z samego rana, późnym popołudniem też jest pięknie, choć zdjęcia tego nie oddają 🙂

IMG_5767

IMG_5768

IMG_5793

IMG_5795

Wieczorem zaś spacer poza granicami Starego Miasta przy zamkniętej dla ruchu samochodowego Yafa Street wieczorem, gdzie zastaliśmy niewyobrażalne tłumy ludzi, policji, huk – nocne życie w pełni.

IMG_5829
Z samego rana, po kolejnej niemal nieprzespanej nocy (muszki pustynne to chyba najbardziej upierdliwe stworzenia tego świata!), ruszyliśmy przez opustoszałe miasto do Bazyliki Grobu Pańskiego. Przy okazji warto wspomnieć o Drodze Krzyżowej, czyli trasie, gdzie ona przebiegała setki lat temu – tablice upamiętniające Drogę Krzyżową są wielokrotnie niezauważalne, umieszczone między straganami w dzielnicy muzułmańskiej, w przydrożnej kapliczce, wmurowane w ścianę domu, przechodzi się przez tłumy muzułmańskich okrytych kobiet, biegających i wrzeszczących dzieciaków, potrąca się kolejne stragany uginające się pod towarem – ogólnie zero atmosfery. Co zaś się tyczy Bazyliki Grobu Pańskiego – trzeba się sporo nagimnastykować, by znaleźć do niej drogę między straganami. Długo błądziliśmy choć miasto jeszcze spało, by dotrzeć na miejsce, ścieżka jest słabo oznakowana, każdy z przechodniów mówi co innego, droga zaś naprawdę zawiła. Jak się dociera przed samą Bazylikę, placyk przed nią jest tak mały, a bazylika od frontu tak niepozorna, że ciężko jest się zorientować, że to już TO miejsce. To TU właśnie znajduje się Grób Pański, Golgota, Kamień Namaszczenia i wiele innych. Bazylika robi sama ogromne wrażenie nie tylko ze względu na to, co się w niej znajduje, ale jej rozmieszczenie, zawiłość i tysiące korytarzy sprawiają, że ma w sobie coś niesamowitego. Nie jest przesadą stwierdzenie, że łatwo się tu zgubić i należy ją zwiedzać z mapą. Ktokolwiek tam będzie, przekona się na własnej skórze.

IMG_20150807_072057

IMG_20150807_072337

IMG_20150807_073834

IMG_20150807_081155

IMG_20150807_080550
Po zwiedzeniu najważniejszych punktów w Jerozolimie, zabraliśmy swoje rzeczy z hostelu i ruszyliśmy do wypożyczalni aut, gdzie mieliśmy już zarezerwowany samochód. Należało pożegnać się z niesamowitą Jerozolimą i ruszyć przez pustynne przestworza w kierunku Morza Martwego. Prócz spotykanych od czasu do czasu plantacji bananów, krajobraz był istnie księżycowy, a temperatura tak męcząca (42 stopnie, zero wiatru, zero chmur), że ciężko było zastać na drodze żywą duszę.
Dotarliśmy do najniższego punktu ziemi -418 m p.p.m. i choć temperatura jeszcze wzrosła i ciężko było oddychać, woda Morza Martwego zaś nie dawała żadnego orzeźwienia, nie mogliśmy nie wejść i nie pounosić się choć chwilę na wodzie. Nie żartował ten, kto mówił, że nie da się tu pływać – woda cały czas unosi człowieka na powierzchni. Idealne miejsce dla kogoś, kto nie potrafi pływać, pod warunkiem, że jest w stanie znieść ukrop i zaduch 🙂 Kąpiel błotna również zaliczona!

DCIM100GOPRO
DCIM100GOPRO
DCIM100GOPRO
DCIM100GOPRO
DCIM100GOPRO
DCIM100GOPRO

IMG_20150807_144622

Dalej podążyliśmy ku Galilei, o czym w następnym poście 🙂

One thought on “Jerozolima i Morze Martwe!

Leave a comment